Do dobrego łatwo się przyzwyczaić. Truizm. Wiem. Ale obiecuję, że tylko jeden w całym tekście. Łazi mi po głowie od kilku dni przy lada okazji. Na przykład jadę rowerem nad Berzdorf (Berzdofrer See). Żaden tam wyczyn, wiem. Pełna rekreacja, długi weekend. No więc jadę i mijam takich jak ja. Tu para na rowerach, tu jakiś solista, tam cała rodzina pociska. I tak co chwilę: mijanka, mijanka, wyprzedzanko, mijanka. Myślę sobie, że w te słoneczne dni cały Zgorzelec, całe Görlitz, a może i Frydlant cały i Bogatynia przesiadły się na rowery i śmigają po obwodzie dołu po starej odkrywce.
Na „lagunie” tłumy plażowiczów. Dzieci się kąpią, młodzież gra w siatkę, niektórzy raczą się piwem w barze pod parasolami. Na wietrze łopocą flagi polska, niemiecka, czeska, ukraińska i unijna. Miło. Dalej przystań jachtowa i znów co chwilę rowerzyści, rolkarze, biegacze. Potem znów plaża. Tym razem miejska, od strony Görlitz. Fajnie – myślę. Dobrze, że mamy Berzdorf. Aż trudno sobie wyobrazić, że jeszcze 15 lat temu go nie było. Że była tylko dziura w ziemi. Dziś to ulubione miejsce rekreacji i wypoczynku dla wielu, bardzo wielu osób, a języki polski, czeski, niemiecki i rosyjski można tam usłyszeć prawie tak samo często. Tak sobie nawet myślę, że jakby tego Berzdorfu nie było, to słabo, to musielibyśmy go chyba sobie wykopać, bo tyle radochy daje. Chociaż nie. Parę kilometrów dalej mamy przecież Witkę. Jezioro funkcjonuje od 55 lat i z całym szacunkiem, ale takiej infrastruktury turystycznej jak nad Berzdorfem wciąż nie dorobiło. A potencjał ma. Wielki. Tym bardziej szkoda.
A znowu w poniedziałek. Jadę do pracy, radio włączone, a tam: Na autostradzie A4, na północnej nitce już na kilka kilometrów przed mostem granicznym Jędrzychowice-Ludwigsdorf tworzą się gigantyczne korki. Niemcy, na czas szczytu G20 w Hamburgu na początku lipca, wprowadzili tymczasowe kontrole na swoich granicach. Kontrole to chyba nawet za dużo powiedziane. Samochody muszą po prostu przejechać na minimalnej prędkości przez strefę tuż za mostem na Nysie, na której kiedyś funkcjonowało autostradowe przejście graniczne. Wyrywkowo pojazdy są kierowane do szczegółowej kontroli. Powtarzam wyrywkowo! I to już wystarczy, żeby autostrada w Polsce stanęła. A gdyby tak kontrole szczegółowe dotyczyły wszystkich pojazdów? Swoją drogą pamiętam, kiedy tak było. Kilometrowe kolejki ciężarówek do granicy i ich kierowcy piknikujący na poboczach. Prawie sielanka. Biesiady, granie w karty, wesołe lub mniej towarzyskie rozmowy. Ale ponieważ prawie robi różnicę, to jeszcze obsrane pobocza, tony śmieci wzdłuż jezdni i frustracja zmieniająca się często w agresję i owocująca blokadą autostrady z jak mantra powtarzanym postulatem o usprawnienie odprawy granicznej. Polska w Unii? Polska w Schengen? Po co? Takie pytania może stawiać chyba tylko mieszkaniec Ozorkowa, Żnina lub Radomska, czyli miast położonych dość daleko od jakiekolwiek polskiej granicy.
I tak sobie myślę, dobrze jest jeździć rowerkiem wokół Berzdorfu. Dobrze moczyć dupę w chłodnej i czystej wodzie jeziora. Dobrze przejeżdżać przez granicę bez kontroli. Dobrze wypuścić się na zakupy na Berlińską w Görlitz. Dobrze zjeść lody albo napić się zimnego piwa w upalne dni na Dolnym czy Górnym Rynku u sąsiadów. Dobrze oglądać teatry uliczne w letnie wieczory na ichniej starówce. Dobrze móc podjąć pracę w tzw. butach, tartaku, czy dziesiątkach innych niemieckich firm…
I to jest moim zdaniem dobra zmiana. Dobra w porównaniu z tym, co było jeszcze 10 lat temu. I każda inna zmiana, której istotą jest odwrócenie tych zmian, dla mnie dobrą zmianą nie jest. Bo już się do dobrego przyzwyczaiłem.
A tym, co mówią, że powinny wrócić kontrole na granicach i mówią, że Niemce są złe, i robią nam ciągle kuku, i w końcu, że cała ta Unia to nam jest do niczego potrzebna i dobrze byłoby z niej wyjść, tym wszystkim mówię – a puknijcie wy się w łeb! Tylko dobrze. Dobrze?